« ZostaĹem Bezczelnie Skopiowany | Strona Główna | X-Men Origins: Wolverine czyli aby plusy minusy nie przesĹoniĹy nam minusĂłw plusĂłw »
Punisher powrĂłciĹ, w wielkim stylu
Autor: doniek | marzec 3, 2009
“300” mnie znudziĹo, “The Dark Kinght” na poczÄ tku rozczarowaĹ, tak wiÄc peĹen obaw podszedĹem do oglÄ dania “Punisher: War Zone”. ObawiaĹem siÄ kolejnego gniota, tak jak to byĹo poprzednio. DochodziĹy co prawda do mnie wieĹci, Ĺźe kategoria R, Ĺźe za brutalny. Potem zaczÄĹy nadchodziÄ wiadomoĹci o kiepskich wynikach finansowych i frekwencyjnych za oceanem. Ale nic, nadal wierzyĹem w to, Ĺźe tym razem potraktujÄ Punishera powaĹźnie. I wiecie co? Nie zawiodĹem siÄ. Tak Ĺwietnego filmu na podstawie komiksu nie widziaĹem od czas… Hmm…. Poczekajcie, muszÄ siÄ zastanowiÄ…. JuĹź wiem. Od czasu obejrzenia “Batman Begins”. Ten film jest po prostu esencjÄ komiksĂłw z serii “Punisher”. Tak jak komiks “Punisher War Zone” tak samo film, kopie rĂłwno i nie bierze jeĹcĂłw (w koĹcu to Frank Castle). Ale zacznijmy wszytko od poczÄ tku.
Film otwiera sekwencja Ĺźywcem wyjÄta z kart pierwszego numeru “Punisher Max”, czyli jatka w domu gĹowy mafijnej rodziny. Później robi siÄ coraz bardziej ciekawie. Na scenÄ wkracza Jigsaw, oglÄ damy jego doĹÄ bolesny “origin” i zaczynamy zabawÄ na caĹego. Nie ma sensu dalej opisywaÄ, gdyĹź kaĹźdy domyĹla siÄ jak toczy siÄ dalej film. Toczy siÄ wedĹug schematu: rzeĹşnia, rzeĹşnia, chwila na nakreĹlenie emocji gĹĂłwnego bohatera (gĂłra 5 minut), Ĺmieszna rzeĹşnia, rzeĹşnia do kwadratu, masakra, napisy koĹcowe.
Ĺwietny jest sposĂłb realizacji tego filmu. Kolorystyka utrzymana w stylu komiksu (“Punisher Max”), duch Ennisa unosi siÄ nad produkcjÄ caĹy czas. Bo tylko on moĹźe spowodowaÄ, Ĺźe Ĺmiejemy siÄ z momentĂłw w ktĂłrych normalny czĹowiek z obrzydzeniem odwraca wzrok. ReĹźyserka (Lexi Alexander) nie oglÄ daĹa siÄ na swych poprzednikĂłw, wziÄĹa komiksy, przeczytaĹa i wyciÄ gnÄĹa to co najlepsze. Nie bawiĹa siÄ w jakieĹ gmatwanie przeszĹoĹci bohatera. Tym razem Frank nie jest byĹym policjantem, straĹźakiem czy wuefistÄ . Jest tym kim ma byÄ. Jest Punisherem z krwi i koĹci. Najlepiej Ĺwiadczy o tym fakt, Ĺźe pierwsze zdanie sĹyszymy z jego ust dopiero po okoĹo 25 minutach filmu. ZresztÄ uwaĹźny czytelnik komiksĂłw (wydaĹ amerykaĹskich) spostrzeĹźe dosĹowne przeniesienie kadrĂłw na Ĺamy filmu (patrz scena na cmentarzu).
Obsada to kolejny plus tego filmu. Ray Stevenson jako Castle jest rewelacyjny, wyglÄ da jakby siÄ urodziĹ do tej roli. GrajÄ cy jego przeciwnika Dominic West jako Jigsaw rĂłwnieĹź powala. StworzyĹ jeden z najlepszych czarnych charakterĂłw ostatni. W moim prywatnym rankingu bad guy’Ăłw plasuje siÄ on na trzeciej pozycji, tuĹź za Jokerami. Mamy jeszcze Ĺwietne epizodyczne role pereĹki. Stworzyli je Wayne Knight jako Micro oraz Dash Mihok wcielajÄ cy siÄ w rolÄ detektywa Martina Soapa.
PodsumowujÄ c. Dobrze, Ĺźe film dostaĹ R. ZasĹuĹźyĹ na to. Gdyby nie brutalnoĹÄ tego filmu to powstaĹ by gniot na miarÄ poprzedniego. A tak przynajmniej przyjdzie nam siÄ cieszyÄ z tego udanego filmu. Szkoda tylko, Ĺźe takie maĹe sÄ szanse na kontynuacjÄ. No cóş, pieniÄ dz rzÄ dzi Ĺwiatem. Ale cieszmy siÄ tym co mamy, czyli “Punisher: War Zone”
Tagi: adaptacja komiksu, Dominic West, Jigsaw, Lexi Alexander, Punisher, Ray Stevenson, War Zone
Kategoria: Filmy Fabularne, Recenzje |
Brak Komentarzy »